Czy wiesz, co jesz? Czy znasz wszystkie określenia, które znajdują się w składzie chemicznym tego, co codziennie z takim apetytem zajadasz? A może tego po prostu nie czytasz, bo nie wiesz, co oznaczają te skróty literowo-cyfrowe? Ja też nie wiedziałam i szczerze powiedziawszy do niedawna miałam to w nosie, bo najważniejsze było dla mnie, że smaczne. Na oczy pomogła mi przejrzeć znajoma, która jest eko przez wielkie E. I nie, nie przez to z etykiet. Najpierw zastanów się, dlaczego w ogóle na opakowaniach stosuje się te dziwne skróty. Wiesz po co? Żeby zmniejszyć u nabywcy produkty negatywne odczucia, które z pewnością będzie miał, jeśli przeczyta długie i nic mu nie mówiące nazwy chemiczne. I stąd właśnie pochodzi to E, które jest na wielu opakowaniach tych smacznych rzeczy. I ok, są one bezpieczne i można je jeść. Ale czy na pewno są zdrowe? Zaraz po tych wszystkich E mamy barwniki, dzięki którym paczkowane jedzenie ma taki a nie inny kolor. Tutaj w porządku jest to, że wiele barwników jest naturalnego pochodzenia. Czego nie można powiedzieć o konserwantach chemicznych. Jak sama nazwa wskazuje, są to chemiczne utrwalacze żywności, dzięki którym jedzenie dłużej jest świeże i smaczne. I się nie psuje. Warto także wspomnieć o przeciwutleniaczach, które, nie można powiedzieć, zazwyczaj są pochodzenia naturalnego, np. witaminka E. przeciwutleniacze służą do zapobiegania utleniania się produktów spożywczych. Regulatory kwasowości to naturalne kwasy, dzięki którym dana rzecz smakuje tak, jak powinna, a zagęstniki po prostu zagęszczają produkty. Emulgatory służą do ujednolicania mas (czekolady, czy margaryny).